"Sztuka Życia" - Quidam - "Saiko" (2012)



Nie sądziłem, że recenzja tej płyty w ogóle powstanie. Chociaż, „recenzja” nie jest chyba najlepszym słowem. To bardziej opinia, opowieść naznaczona dźwiękami, płynącymi z pożegnalnej, jak pokazał czas płyty Quidam.

Zaczęli w latach 90, jako uczniowie szkoły średniej zafascynowani rockiem progresywnym. Zarówno tym klasycznym, spod znaku Genesis, King Crimson, Pink Floyd czy Camel, jak i tym nowocześniejszym, tak zwanym neo progiem – tu, za wzór obrali sobie Marillion czy Collage. Sukcesy przyszły szybko – wydanie debiutanckiej, wspaniałej płyty „Quidam” w 1996, później „Sny Aniołów” i „Pod Niebem Czas”. W międzyczasie zdobyli uznanie na całym, artrockowym podwórku Polski i Europy.

Mimo, że zespół zakończył działalność w 2003, to już w 2005, w nowym składzie wypuścili pierwszy album - „SurRevival”. Ta płyta, jak i kolejna „Alone Together” była już inna. Więcej tu inspiracji, między innymi wchodzącym wtedy do łask Porcupine Tree.

Następnie, w 2012 powstaje „Saiko”. Album wyjątkowy pod każdym względem.

Poznaję go w 2015, tak więc od pięciu, długich lat towarzyszy mi jako życiowy soundtrack. W różnych chwilach.

Saiko” jest zaprzeczeniem wszystkiego, co Quidam tworzył do tej pory. Zespół chwilowo, na tę jedną, jedyną płytę wymyślił się na nowo – jakby chcąc udowodnić sobie i fanom, że rock progresywny nie jest klatką, w której można się zamknąć, nagrywać „progresywne długasy” i wmawiać sobie i swoim wielbicielom, że to postęp – ewolucja artystyczna. Na swojej ostatniej płycie, Quidam postawił na eklektyzm gatunkowy, dotychczas rozmarzone, pełne natchnienia brzmienia, teraz skąpane są jakby w błocie codzienności. Jak słowa, za których autorstwo odpowiada głównie duet Maciej Meller (gitara) Bartosz Kossowicz (wokal) – muzyka staje się brutalnie szczera, dopowiadając to, czego słowa nie mogą. I na odwrót. Perfekcyjna symbioza. I to nie jest tak, że Quidam nie chce grać tak, jak wcześniej. Nie. Oni, zwyczajnie nie muszą już tak grać.

Człowiek, tak jak jego muzyka, ulega różnym wpływom. Świat, który go otacza czasami wyciąga do niego rękę, ukazując swoje bezkresne piękno. Co jednak, jeżeli w pewnym momencie los postanawia sobie z Ciebie zadrwić? Czy podejmiesz walkę o siebie? Czy może wolisz bezczynnie czekać, aż ktoś zrobi to za ciebie? Właśnie takie jest „Saiko” - podejmuje próbę odpowiedzi na najważniejsze pytanie „Co dalej?”. Ten album jest jakby wycieczką przez rok życia człowieka, choć rozpoczyna się „Latem”, kończy zaś „Wiosną”. Jeśli pozostały dorobek grupy z Inowrocławia, można śmiało nazwać „Baśniami”, to „Saiko” jest bolesną psychoterapią. Piotruś Pan dorósł i spadł na ziemię. Twarzą do gruntu

Większość tekstów na „Saiko” napisana jest po polsku, z jednym wyjątkiem. Muzykę natomiast, sam nazywam „jesienną”. I to nie tylko, za sprawą charakterystycznej szaty graficznej, utrzymanej w ciemnej i zimnej kolorystyce. Ta muzyka po prostu brzmi jak jesień. Wystarczy tylko dostrzec te dźwięki, bijące niczym nagły, ulewny deszcz. Z nieśmiałymi przebłyskami zatrwożonego słońca. „Saiko” można śmiało nazwać koncept albumem o podróży w głąb siebie, wyciąganiu stamtąd wszelkich bolesnych impulsów i ostateczne pogodzenie się z nimi, co za tym idzie – z samym sobą

Tracklista płyty przyciąga uwagę wspomnianymi już wcześniej „porami roku”. Po każdym, ważniejszym utworze, lub kilku utworach, następuje przejście w postaci właśnie kolejnej pory roku.

Niespokojna partia gitary Macieja Mellera rozpoczyna „Haluświaty”, kompozycję o mocno nowofalowym smaczku – wszystko za sprawą fenomenalnej sekcji rytmicznej (Maciej Wróblewski – perkusja, Mariusz Ziółkowski – bas). Doskonały, nośny refren i mocne partie gitary prowadzą kompozycję, pod koniec w stronę cięższych brzmień. Tekst natomiast, w moim odczuciu jest opowieścią o wewnętrznym konflikcie – podmiot poszukuje odpowiedzi, jest rozdarty. Zewsząd otrzymuje wiele sugestii. Nie wie, za którą podążyć. A może zignorować wszystkie? „Haluświaty” płynnie przechodzą w rozmarzony instrumental „Lato”. Imponująca jest tutaj swoboda, z jaką zespół rozwija ten, bardzo jazzowy utwór. Subtelne pianino Zbigniewa Florka, na tle leniwej gitary Mellera tworzy majestatyczny klimat. „Lato” stopniowo się wycisza, jest coraz mniej słyszalne, zanika by ustąpić miejsca „Obok Mam” - najbardziej 'przebojowemu' (w dobrym tego słowa znaczeniu) utworowi z płyty. Utwór kipi tym specyficznym „feelingiem”, charakterystycznym dla muzyki lat 70. Na specjalną uwagę zasługuje, bardzo klasyczna solówka Florka na klawiszach, a także partie, jak mi się wydaje basu bezprogowego. Wszystkiemu dopełnia kapitalny flet Jacka Zasady, który na tej płycie, mimo wszystko jest trochę schowany za resztą instrumentów. Przechodzimy do jedynego, anglojęzycznego utworu na „Saiko” - przewrotnie zatytułowany „Walec” - i rzeczywiście, riff w refrenie można doń porównać. Genialne gitary Mellera wnoszą przestrzeń, do ciasnej, budowanej przez bardzo mocne klawisze Florka, atmosfery. W „Walcu”, prócz charakterystycznego wokalu Kossowicza, usłyszymy głos Natalii Grosiak z Mikromusic. Niemal niezauważenie, rozpoczyna się kolejny utwór „sPotykanie” (cóż za subtelna gra słów). Vintage'owe brzmienie gitar Mellera prowadzi do przepięknej partii głosu Kossowicza, osadzonej na tle subtelnego pianina. Pomimo pozornej harmonii, cały utwór podszyty jest, swego rodzaju niepokojem. Poruszający tekst („czas sen zimowy przerwać, na życie połknąć lek”, „w dłoni spokój w proszku, tak pożegnam się”) dopełniany jest odpowiednią muzyką. Plemienne, przesterowane bębny i zapadająca w pamięć melodia gitary Mellera stwarzają atmosferę pół snu, głosów dobiegających z oddali. Jednak, pod koniec bardzo depresyjnego tekstu, pojawia się promyk nadziei, chęć spróbowania czegoś nowego. W opozycji do przygnębiającego „sPotykania”, staje agresywne „Dodekafonix”. Mocne, przesterowane klawisze i na poły agresywny wokal prowadzą jednak, po raz kolejny do bezradności. Powraca tu motyw znany z „Haluświatów” - obawa, niezdecydowanie. Pojawia się jednak próba walki - „skradająca” się gitara Mellera eksploduje w pięknym, melodyjnym refrenie („Ja mam swoje państwo, nie spotka mnie draństwo...”). Fenomenalna partia basu (?) prowadzi utwór, w delikatnie funkowe rejony, tego jeszcze na „Saiko” nie było! Bohater tekstu, w tym momencie wie już, że nie pozostanie bierny. Pozostanie sobą, takim, jakim się kocha.


Niepostrzeżenie utwór przechodzi do drugiej pory roku – „Jesieni”, w którym to po kolei, poszczególni instrumentaliści Quidam prezentują swoje umiejętności. Wspaniale jazzowy, okraszony błyskotliwą solówką, niesamowicie uporządkowany utwór. Nie ma tu miejsca na przypadek, zespół sprawdza tu, opracowaną przez King Crimson, koncepcję zorganizowanego chaosu. Oszczędnym riffem gitary i mocną jazzową perkusją rozpoczyna się „Ostatecznie” - utwór nie biorący jeńców. Boleśnie prawdziwa, dramatycznie zaśpiewana oda do rzeczy niezależnych od nas, wyrzut wszelkich frustracji – z drugiej strony, określenie swojego miejsca, powiedzenie samemu sobie „tu mi dobrze”. Muzyka równie niepokojąca, co liryki – fenomenalne klawisze Florka i doskonała gitara Mellera (który serwuje nam tutaj jedną z niewielu, na tej płycie, partii solowych). „Kosmiczne” dźwięki przenoszą nas do trzeciej pory roku - „Zimy”. Tutaj, swoje przysłowiowe „pięć minut” otrzymuje Jacek Zasada, którego partie fletu i xaphoonu (aerdofon drewniany z pojedynczym stroikiem, jakby ktoś pytał ;) ) mają za zadanie utrzymać spokój, na tle rozdygotanej sesji rytmicznej (praca perkusji Wróblewskiego jest wprost fenomenalna) jednak całą kompozycję, w ryzach trzyma Maciej Meller. Jego subtelna gitara, z rzadka wybija się na pierwszy plan. Nieco dalej, niż w połowie kompozycji nastrój stopniowo się zmienia. Pojawia się wokal Kossowicza – repryza refrenu „Ostatecznie”. Gitara elektryczna gra coraz mocniej, perkusja ustępuje jej miejsca. Ponownie, dobiegają nas „kosmiczne” dźwięki klawiszy, gwałtownie przeistaczające się w dźwięki gitary dobro – przed nami utwór tytułowy. Emocjonalny szczyt albumu – na tle ponurych dźwięków gitary Mellera, Kossowicz wyśpiewuje tekst o zawodzie nad światem, pozornej bezradności, chwiejności – anarchii. Snująca się momentami gitara elektryczna sama bezradnie wręcz łka. Utwór przechodzi w kolejną... porę roku? No, właśnie nie do końca. Czwartym, ostatnim instrumentalem jest „Przedwiośnie” - genialna perkusja, wokół niespokojnych klawiszy i przesterowanych gitar uwielbia zmieniać tempo. Zespół dostosowuje się, Meller i Florek, brzmieniem swoich instrumentów zbliżają się, na moment do awangardy. Na tle wściekłej kanonady perkusji, kształtuje się ostateczne brzmienie – dzikie brzmienie gitary elektrycznej, mocne i delikatnie rozmyte klawisze. Ponownie, swój moment dostaje Jacek Zasada, lecz nawet brzmienie fletu nie jest w stanie uspokoić tej niemal, improwizacyjnej kompozycji, wędrującej pod koniec w rejony dojrzałego SBB. Tym razem, utwór wyraźnie odcina się od kolejnego – w tym przypadku od „Wiosny”. Przepiękne perkusjonalia, jazzowe klawisze budują piękny, niemal intymny klimat utworu. Doskonałe partie basu, tym razem wysunięte prawie na pierwszy plan, tylko pogłębiają szczery charakter kompozycji. Kossowicz serwuje tutaj pełen nadziei refren, podmiot ostatecznie odnajduje rozwiązanie swoich problemów - „jakoś radę muszę dać, albo wszystko szlag”. Leniwie snujące się pianino doprowadza utwór do końca, powoli dogasając.

To płyta pełna bólu, rozdarcia, strachu i smutku. Nie wprost. Dopiero po dłuższym obcowaniu z „Saiko” odkryjemy wszystkie smaczki, każdy niuans i... nadzieję. Bo ta płyta jest o nadziei. Takiej, która drzemie w nas samych. 

Podziękowania i pozdrowienia dla Bartka Kossowicza :) od wdzięcznego ucznia 

ŹRÓDŁA 
- Okładka - Skan własny, autorem fotografii, jak i całej szaty graficznej jest Michał Florczak, nie używam utworu w celach zarobkowych. Użycie na podstawie art.29 Prawa Cytatu Dz.U.2019.1231
- Wiedza własna 



Komentarze

  1. Z Quidam znam Maćka Mellera który obecnie jest gitarzystą Riverside... towarzyszącym albo już na stałe. Ciekawy post :)

    Pozdrawiam Kasia Klara od Bartasa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani Kasiu, Riverside i wszelkie zespoły z naszego krajowego, progresywnego podwórka znam raczej bardziej niż dobrze :) Dziękuję, za poświęcenie czasu na przeczytanie tego artykułu :D

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę że mamy takie grupy,.muzyków :) I nie Pani tylko Kasia bo czuje się staro : ) miło poznać. Zapraszam w wolnej chwili na Kasiny Świat. Pisze trochę o muzyce i o górach. Moje największe pasje. Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Leśne Wycieczki" – Lunatic Soul - „Through Shaded Woods” (2020)

„Josh, który lubi być z Tobą” - Pluralone – „To One Be With You” (2019)