„Josh, który lubi być z Tobą” - Pluralone – „To One Be With You” (2019)
Ubiegłotygodniowa recenzja pośmiertnej płyty George'a Harrisona podsunęła mi pomysł, na dzisiejszą recenzję. Powiedzmy, że wziąłem sobie na tapetę ludzi, których zespoły oczywiście znamy, jednak ich samych traktujemy nieco po macoszemu. Głownie dlatego, że to nie oni grają pierwsze skrzypce w tychże zespołach.
Pod pseudonimem Pluralone kryje się były już gitarzysta Red Hot Chilli Peppers – Josh Klinghoffer, najbardziej nieznany, znany muzyk świata współczesnego rocka. Przed karierą z Red Hotami, występował w kilku, raczej nieznanych zespołach (chyba, że komuś nazwy Ataxia, Golden Shoulders czy Warpaint coś mówią, chylę czoła! Nawet ja tego nie znam). Josh, prócz gitary, na albumach wspomnianych wyżej projektów, grał na instrumentach klawiszowych, perkusji, saksofonie czy basie. Dopiero jako muzyk sesyjny i koncertowy, zaczął zdobywać należyte uznanie rockowego świadka. Nieśmiałą przepowiednią jego przyszłej kariery stała się współpraca z Johnem Frusciante, czyli „byłym ale obecnym” gitarzystą „Papryczek”. Nagrali nawet razem płytę, wydaną pod szyldem Ataxia. Klinghoffer zagrał tam na...perkusji.
Prawdziwy przełom nadszedł w 2007 roku, kiedy to został muzykiem koncertowym Red Hot Chilli Peppers. Chad Smith genialnym perkusistą jest i nie potrzebuje wspomagania na bębnach, toteż Klinghoffera przyjęto jako gitarzystę wspomagającego. Jednak nie dlatego, że Frusciante nie potrafił odtworzyć na żywo własnych partii. Wydany rok wcześniej album „Papryczek”, czyli „Stadium Arcadium” zawierał muzykę mocniejszą, od ich poprzednich dokonań. Dwie gitary często były niezbędne, do wiernego odtworzenia materiału na scenie. Gdy dwa lata później, John Frusciante opuszczał zespół, Klinghoffer został oficjalnym i jedynym gitarzystą Red Hot Chilli Peppers. To z nim w składzie, zespół zarejestrował dwie studyjne płyty - „Im With You” z 2011 i pięć lat później, „The Getaway”. Poza tym, była jeszcze składanka odrzutów z sesji do tej pierwszej płyty - „Im Beside You”. Albumy podzieliły zarówno krytykę, jak i fanów. Sam uważam je za ciekawe, ani dobre, ani złe.
Klinghoffer nie miał łatwego zadania wchodząc w buty Frusciante. Josh zupełnie inaczej, jednak z szacunkiem podchodził do partii byłego kolegi po fachu. Na Youtubie, pod filmami koncertowymi „Papryczek” z okresu z Joshem, znajdziemy niekończące się komentarze, porównujące obydwu gitarzystów. Z tych „pojedynków” Josh zawsze wychodzi przegrany. Po tym, gdy pod koniec zeszłego roku, Frusciante powrócił do zespołu, tym samym, Klinghoffera zwolniono. Udzielił on potem kilku wywiadów, w których to twierdził, że większość jego pomysłów, podczas sesji nagraniowych odrzucano.
Projekt Pluralone powstał jeszcze w trakcie przygody z Red Hot Chilli Peppers. Muzyka, którą Josh prezentuje na swoim debiutanckim, solowym albumie to szeroko pojęta alternatywa, zapatrzona w stronę melancholijnego indie rocka. Brzmienie utworów, w większości opiera się na instrumentach klawiszowych, głównie pianina. Uwagę zwraca także wokal Klinghoffera – wysoki, często balansujący na granicy fałszu, jednak w pewien sposób urzekający. Zabierając się do słuchania, warto podchodzić do tego albumu w następujący sposób – To nie płyta gitarzysty, to płyta multiinstrumentalisty. Jednak mimo swoich umiejętności, muzyk zaprosił do współpracy kilku gości – Eric Avery, basista Jane's Addiction, Jack Irons – były perkusista Pearl Jamu i oczywiście RHCP, a nawet Flea, były kolega z zespołu.
Beat elektronicznej perkusji, na który nałożono mocną partię pianina i wyeksponowany wokal rozpoczyna kompozycję „Barreling”. Subtelna elektronika i zabawy wokalem wychodzą temu utworowi na plus. Pod koniec, pojawia się także gitara elektryczna. „Rat Bastards at Every Turn” to aranżacyjna kopia „Barreling”. Więcej tu jednak melodii i wyraźnych inspiracji zarówno Radiohead, jak i solowym Thomem Yorke'm. Utwór zawiera także jedną z niewielu, na płycie solówkek na gitarze. Dźwięki pianina i syntezatorów otwierają utwór „Save”, niemal ascetyczna w budowie kompozycja, należy do najbardziej wzruszających, z całej płyty. Ckliwa melodia w refrenie, połączona z subtelnie elektronicznym aranżem i pięknie dopełniającą całości, gitarą elektyczną to mieszanka wzruszająca. Przed nami najbardziej nośny utwór z całego „To Be One with You”, czyli „Was Never There”. Wprowadza on trochę pozytywnej atmosfery do, jak dotąd zadumanego i raczej przygnębiającego nastroju płyty. „Was Never There” jest oparte na wyraźnym rytmie i przyjemnej melodii. Może za dalekim porównaniem będzie nazwanie pianina „Lennonowskim” ale, w tym utworze spełnia ono podobną rolę, co u Johna L. Moją ulubioną kompozycją z tej płyty pozostaje łamiąca serce „Fall from Grace”. Tak cudownego połączenia pianina i wokalu dawno nie słyszałem, ba! Nie słyszałem niczego tak pięknego w całym roku 2019. „Fall from Grace” to utwór z gatunku tych jesiennych, nastrojowych i posępnie smutnych.
Kolejny utwór, „Shade” w pierwszym momencie kojarzyć się może z... country. Wszystko jednak przełamuje kanonada uderzeń elektronicznej perkusji, po której kompozycja powraca do „Pluralone'owych” standardów – główną rolę znów odgrywa pianino, Josh serwuje tu nawet dwa krótkie, gitarowe sola. Utwór nie jest już tak depresyjny, jak poprzedzający go „Fall from Grace”. Wręcz przeciwnie, „Shade” jest pełen życia. Zupełnym przeciwieństwem „Shade” jest kolejny, na płycie utwór „Mourning”. Najprościej określić go można jako alternatywną power balladę – to znów subtelnie śpiewający Kinghoffer wsparty akompaniamentem pianina, perkusji i elektrycznych klawiszy. W bardzo oszczędnej roli, pojawia się tu także gitara elektryczna. Pod koniec, utwór zyskuje nieco awangardowego charakteru - Klinghoffer bawi się tu głosem i instrumentami. Krótkim i eksperymentalnym kawałkiem, jest natomiast najkrótszy na płycie „Crawl”. Galopująca perkusja i dostosowujący się do niej, a jednak spokojny wokal, wspierany oczywiście pianinem, sprawia bardzo dobre wrażenie. „Crawl” wnosi do całej struktury albumu pierwiastek szaleństwa. „The Ride” stanowi powrót do utartego już schematu „wzruszającej piosenki złożonej z pianina i wokalu”. I trzeba przyznać, wraca do tej formuły bardzo dobrze. Główna melodia utworu zostaje w głowie już po pierwszym przesłuchaniu. Album zamyka najdłuższa, z całego zestawu kompozycja „Segue” - utwór rozpoczyna niemal drum 'n' bassowe intro, do którego po chwili dołącza, jak zwykle, pianino, snujące piękną melodię, do której dołącza wzruszający wokal Josha. „Segue” jest zdecydowanie, najbardziej rozbudowanym utworem na „To One Be With You”. Zawiera także jedną z najpiękniejszych partii – falset Klinghoffera osadzony na tle instrumentów smyczkowych. To, co się dzieje potem, zwyczajnie uwodzi – powtarzalny, elektroniczny beat przenikający się z brzmieniem pianina i smyczków, a wszystko to okraszone łamiącym serce wokalem.
I w tym miejscu, należy postawić pauzę. „Segue” kończy zasadnicze wydanie albumu. Na „To Be One With You” nie weszło sześć, innych kompozycji zarejestrowanych przez Josha Klinghoffera, pod szyldem Pluralone. Można je nabyć na bandcampie, lub na winylu. Opcja winylowa jest zdecydowanie droższa, były to bowiem trzy, siedmiocalowe single, wydane w limitowanym nakładzie. Cóż, taka polityka wydawnicza panuje w dzisiejszych czasach. Gdyby wszystkie, szesnaście utworów weszło na podstawową edycję albumu, spokojnie zmieściłyby się na jednym kompakcie. Oczywiście, utworom „bonusowym” również się przyjrzymy.
BONUS
Pierwszy bonus nosi tytuł „You Don't Know What You're Doing”. Mimo, że nie znalazł się na podstawowej wersji płyty, to nie odbiega od muzyki, która się tam znajduje. Pianino i wokal Josha, tym razem nieco niższy, nadal emocjonalny tworzą kolejną, poruszającą piosenkę. „Overflowing” zawiera, prócz znanych „Pluralone'owych” patentów, także subtelną elektronikę (zarówno klawiszową, jak i gitarową). Pod koniec, utwór staje się bardziej podniosły, jednak nie patetyczny. „Obscene” to utwór rockowy, chyba jako pierwszy, ze wszystkich dotychczas opisanych, prawie nie zawiera partii pianina. Główną rolę odgrywają tu gitary, bębny i wokal. Niespodziewanie, utwór bonusowy staje się najbardziej elektryzującym, z całego wydawnictwa. Szkoda, że nie znalazł swojego miejsca na podstawowej edycji płyty. Kopiąc głębiej, „Obscene” śmiało można nazwać wręcz „Pepperowskim”. Dobre wrażenie robi także kolejna, oparta na gitarach (akustycznej i elektrycznej) kompozycja „Fairy Tale”. „Nowhere I Am” to utwór doskonale łączący dwa rodzaje instrumentów, z których Klinghoffer, podczas nagrań korzystał – akustycznych i elektronicznych. Główną rolę w tym kawałku, jak w przypadku całego albumu odgrywają klawisze. Dość niespodziewanie, pojawia się tu solo na gitarze elektrycznej. Szóstym i ostatnim utworem bonusowym jest folkowy „Directix”. Skoczny, bardzo „bitelsowski” (no, może prócz wokalu), akustyczny utwór.
Nagrywając
solową płytę, Klinghoffer zaprezentował światu swoje najbardziej
wszechstronne wcielenie. Warto zaznaczyć, że druga płyta Pluralone "I Don't Feel Well" ukazał się 16 października.
Fajnie
jest być „with you” Josh.
ŹRÓDŁA
- okładka ( https://img.discogs.com/WPVGOSQBmBTuxWMMyAZi_SPRckM=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-14430612-1574377723-1910.jpeg.jpg )
- wiedza własna + wikipedia ( https://en.wikipedia.org/wiki/Josh_Klinghoffer )
Komentarze
Prześlij komentarz