„Księga Rodzaju” - Collage - „Baśnie” (1990)

 


Zespół Collage może być znany wszem i wobec za sprawą co najmniej trzech przyczyn. Po pierwsze – ikoniczna płyta „Moonshine”, która zapewniła im status legend, nie tylko Polskiego ale i Europejskiego prog rocka. Po drugie – reaktywacja, która nastąpiła w 2013. Zespół stworzyły wtedy 4/5 składu „Moonshineowego”(Gil, Witkowski, Szadkowski, Palczewski) i 1/5 świeżej krwi w postaci nowego wokalisty, Karola Wróblewskiego. Dotarliśmy do przyczyny trzeciej – czyli nowej płyty, której jak nie ma, tak nie ma. Zespół rzekomo zaczął ją jeszcze w składzie z Wróblewskim i Gilem. Dziś, oboje nie są już członkami zespołu, a zastąpieni zostali odpowiednio przez Bartosza Kossowicza i Michała Kirmucia. Do czasu ukazania się albumu w tym właśnie składzie, najbardziej „eksperymentalnym”, jeśli chodzi o skład pozostają „Baśnie”.

Debiutancki album Collage, dziś owiany jest niestety mgiełką zapomnienia. Choć to bardzo dobra płyta, to jednak przyćmiona przez ogromny sukces „Moonshine”. Bardziej zapomnianym punktem w dyskografii Collage jest chyba tylko składanka „Changes” i ewentualnie album „Lennonowy”. „Safe” większość fanów wymieni jednym tchem, zaraz po „Moonshine”.

A „Baśnie” są takim najbardziej „naszym” obliczem Collage – pozostałe, trzy płyty, którymi dotychczas formacja z Warszawy nas uraczyła, są zaśpiewane perfekcyjnie po angielsku przez Roberta Armiriana. Tutaj nie dość, że jest po Polsku, to jeszcze nie śpiewa Amirian tylko Tomasz Różycki. Miał facet szczęście – jeśli spojrzeć na statystyki, mikrofon w Collage dzierżyło 5 wokalistów, z czego zaledwie dwóch (Amirian i Różycki), zaśpiewało albumy „z prawdziwego zdarzenia” („Changes” traktuję jako kompilację).

Z całą pewnością, można powiedzieć że właśnie tym albumem Collage, składające się w tym czasie z Tomka Różyckiego, Wojtka Szadkowskiego, Mirka Gila i Przemka Zawadzkiego, z gościnnym udziałem klawiszowca – Jacka Korzeniowskiego, wynalazło Rocka Neoprogresywnego w Polsce.

Nie było wcześniej zespołu, który grałby właśnie TAK. Czerpali garściami z Marillion czy Genesis. Chociażby okładka, na której skrzydlaty skrzat z puszką coca coli w rękach oddala się z leśnego baru – subtelne nawiązanie do Jestera, bohatera pierwszej, wspaniałej płyty Marillion. Wokal, bardzo Fishowy, gitara Hackettowa, gra perkusji wybitnie Collinsowska (porównanie do Pointera byłoby potwarzą dla Szadkowskiego) a klawisze, dziś już trącące nieco plastikiem. Jednak przed trzydziestoma laty, takie brzmienie zwyczajnie było „na topie”. Teksty? Enigmatyczne, czasem niezrozumiałe – baśniowe.

Nienachalny, motoryczny riff Gilowej gitary otwiera „Jeszcze Jeden Dzień”, umiarkowanie szybki, jednak pełen tej pięknej „epickości”, która dominowała w pięknym, neoprogu. Dziś, to brzmienie pozostawia łezkę wzruszenia. Powie ktoś – że to już patos. Ale, co z tego, skoro „Jeszcze Jeden Dzień” przyprawia o ciarki w momencie, gdy klawisze zaczynają brzmieć jak instrumenty dęte, by po chwili wdać się w cudny dialog z gitarą? Jedyną wadą tej kompozycji, jest jej, zbyt krótki czas trwania. Równie zapadający w pamięć riff otwiera „Ja i Ty”. To już kompozycja, która należy całkowicie do gitary elektrycznej. To, co Mirek Gil wyprawia z „wiosłem” w tym utworze zasługuje, co najmniej na osobny wpis. „Ja i Ty” przepięknie wycisza się, sennie brzmiące klawisze Korzeniowskiego usypiają naszą czujność przed atakiem kolejnej, cudownej partii gitary Gila. Nawet Tomek Różycki, którego barwy głosu nie jestem wielkim entuzjastą, ubarwia swoim wokalem, niestety dość krótki utwór. Rytmiczna perkusja i rozmarzone klawisze rozpoczynają jedną ze „sławniejszych” kompozycji – słynną „Kołysankę”, utwór na wskroś piękny i poruszający. Przy tym, melodyjny. Zespół stawia na klimat. Dzięki bardzo dobremu wokalowi, „Kołysanka” zdaje się szybować, razem ze słuchaczem gdzieś na granicy nieba i chmur. Gdy do akcji wkracza Mirek Gil, ze wspaniałą, bardzo „Gilmourowską” solówką gitary elektrycznej, robi się już magicznie. Narzekania na czas trwania nastał kres! Utworem nr.4 na płycie jest tytułowa mini suita „Baśnie”. Piękne, „gwieździste” klawisze i łagodne „plumkanie” strun gitary elektrycznej ulega błyskawicznej zmianie rytmu i przechodzi do właściwej, części utworu. Czego tu nie ma... zmiany tempa, solówki Korzeniowskiego i Gila, fenomenalna praca sekcji rytmicznej Szadkowski-Zawadzki i wielki, naprawdę wielki wokal Tomka Różyckiego. Naprawdę, ciężko opisać cały ten utwór. Śmiało można go nazwać esencją wczesnego wcielenia Collage. Śmiem twierdzić, że niektóre zespoły, nazywające się dziś „progresywnymi” zawierają na całej swojej płycie mniej patentów, niż Collage upchnął w tylko jedną kompozycję. Utwór „Baśnie” aż kipi od emocji, bije z niego ogrom kreatywności. Oczywiście, mamy tu wiele wspaniałych partii solowych Mirka Gila. Pamiętajmy, że instrumentów klawiszowych na tej płycie nie obsługuje znany nam z każdego, późniejszego wydawnictwa Krzysztof Palczewski. Gra Jacka Korzeniowskiego jest oszczędniejsza, jego instrument częściej dopełnia tła, natomiast partie prowadzące są raczej jednostajne. Dopiero na „Moonshine” brzmienie Collage, prócz wybitnych gitar, zyska równie wybitne brzmienie klawiszy. Aż strach pomyśleć, jak wielką płytą byłyby „Baśnie” gdyby zagrał na nich Palczewski. Zanim pozbieramy z ziemi opadłe z wrażenie szczęki, rozpocznie się już kolejny, piąty utwór. Siedmiominutowy „Dalej Dalej”. Pierwsze sekundy kompozycji upływają na pięknym dialogu gitary i klawiszy, w mig, za sprawą wokalu Różyckiego utwór zyskuje podniosły charakter, delikatnie rozdygotany, genialnie buduje napięcie, rozładowane dopiero przez solówkę Gila (muszę dodawać, że genialną?) i intymny refren. Tekst „Dalej Dalej” opowiada, według mnie o relacji, w której jedna strona, dominuje tę drugą, która zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje, lecz podświadomie tego chce. Mimo, że chce „biec jak najdalej stąd”. Pod koniec, niestety utwór zaczyna trochę przynudzać, to nadal wielka kompozycja, jednak w ostatnich minutach nieco przewidywalna. Łagodne, bardzo „ejtisowe” brzmienie klawiszy rozpoczyna „Stare Ścieżki”, utwór zdecydowanie bardziej zachowawczy i wolniejszy. Na tle oszczędnego instrumentarium, fenomenalnie sprawdza się przeszywający wokal Różyckiego. Kompozycja na przemian, to przyspiesza to zwalnia, zachowując jednak swój wyjątkowy charakter. Jest to również najlepiej, moim zdaniem zaśpiewany utwór. Różycki prezentuje tu pełne spektrum swoich możliwości – od krzyku, przez szept, nucenie i liryczny wokal. Bardzo dobrymi solówkami, standardowo popisuje się Gil i, niespodzianka – Korzeniowski. Nonszalancki riff otwiera „Fragmenty”, które błyskawicznie wypełniają się tym wspaniałym, progresywnym „nadęciem”, jednak to niestety jedyny plus tej kompozycji. Gdyby jej nie było, album nie straciłby wiele. Niemniej, to sympatyczny wypełniacz, choć nieco chaotyczny. Ostatnie miejsce na płycie zajmuje „Rozmowa”, kompozycja długo rozwija przed słuchaczem swój pełen charakter, dość powiedzieć, że naprawdę interesująco robi się... pod koniec. Na wyróżnienie zasługuje, kolejny raz wokal Tomka Różyckiego, który niewątpliwie nadaje kolorytu tej, niestety przeciętnej miejscami kompozycji. Miłym akcentem jest także osadzenie tytułowych „rozmów” na tle solówki gitary, która z czasem staje się dość przydługawa i nużąca. I tak właśnie, riffująca gitara doprowadziła nas do końca albumu.

Baśnie” na zawsze pozostaną płytą przełomową na naszym rockowym podwórku. To naprawdę dobry album, trzymający dość wysoki poziom. Prócz tytułowego arcydzieła, znajdziemy tu większość utworów bardzo dobrych i kilka, zaledwie dobrych. Przyznam, że nawet ciesze się, że to jedyna płyta nagrana w takim składzie. Ten z Amirianem, Palczewskim i Witkowskim przetestował się na „Nine Songs Of John Lennon”, by swój pełen talent ukazać na „Moonshine”. Nie wyobrażam sobie, ani "Baśni" śpiewanych anielskim głosem Amiriana, ani "Moonshine" chropowatym głosem Różyckiego. „Baśnie” zaskoczą nas niejeden raz. Warto jej posłuchać, nie tylko z nostalgii za starym, dobrym neoprogiem. Album odkrywa przed nami, w wielu miejscach czystą magię. Niestety, nie ma co liczyć na to, że zespół uczci 30 rocznicę wydania „Baśni”. Ale nadal pozostaje nam czekać na nowy album, który, podobno nadejdzie.

ŹRÓDŁA 
- Okładka ( https://img.discogs.com/IbVMu7g4N4HIOk20moMbaYRipY0=/fit-in/600x594/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-15320241-1589814972-1534.jpeg.jpg )
- Wiedza własna 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Leśne Wycieczki" – Lunatic Soul - „Through Shaded Woods” (2020)

"Sztuka Życia" - Quidam - "Saiko" (2012)

„Josh, który lubi być z Tobą” - Pluralone – „To One Be With You” (2019)