„Muchy w Budyniu” - Myslovitz – „1.577” (2013)

 


W gąszczu internetowych, coachingowych bzdur, niejednokrotnie natknąć się można na dosłodzone sporą dawką populizmu hasła, w stylu „koniec jest nowym początkiem”. Oczywiście, patrząc od strony... życiowej, to poniekąd prawda. Jednak robienie z tego niewątpliwego truizmu, sensacji jest wybitnie durne.

Dla Myslovitz końcem okazał się rok 2012, kiedy to założyciel i wokalista zespołu, Artur Rojek ogłosił swoje odejście z zespołu. O tym, że zespół jest w kryzysie, a relacje w nim są napięte, świadczyć mogła chociażby długa, bo pięcioletnia przerwa w studyjnej aktywności w latach 2006-2011. Prócz tego, książkowa biografia zespołu pokazywała nam obraz grupy targanej sporymi konfliktami. Decyzja Rojka była jednakże sporym zaskoczeniem – wydany w 2011 roku, świetny album „Nieważne jak wysoko jesteśmy...” przyniósł grupie ponowną radość z tworzenia muzyki. Proces powstawania płyty był na bieżąco relacjonowany, w postaci krótkich filmików, które zespół wrzucał na Youtube. Widać tam było autentyczny „zaciesz” z nowej muzyki.

Zespół, po odejściu charyzmatycznego wokalisty miał kilka opcji, z których wybrał tę najlepszą. Do współpracy zaproszono Michała Kowalonka - obdarzonego zupełnie innym, niż Rojek głosem. Nie próbowali (wtedy) naśladować utraconego brzmienia. Myslovitz, jako zespół z (również wtedy) dwudziestojednoletnim stażem na scenie, postanowił wymyślić się trochę na nowo.

Słowo trochę, w powyższym zdaniu jest kluczowe. Zespół nadal tworzy w charakterystycznym dla siebie stylu alternatywnego rocka. Na „cyferkach”, Myslovitz zagrało jednak bardziej przestrzenną i optymistyczną wersję tego gatunku muzyki. Słychać tu także wpływy dream popu, muzyki elektronicznej czy nowej fali. „1.577” jest albumem pełnym radości, dzięki czemu staje się zupełnym przeciwieństwem, wydanego dwa lata wcześniej „Nieważne Jak Wysoko Jesteśmy...”, wydawnictwa rozchwianego, pełnego lęków.

Gdy z wycięcia na przedniej okładce wyciągniemy utrzymaną w surowych barwach książeczkę, oczom naszym ukaże się kompletnie białą okładka z wyciętymi, tytułowymi cyferkami. To oczywiście subtelny znak dla słuchacza – zaczynamy od zera, to ty, wraz z nami zapiszesz te pustą kartkę nowymi wrażeniami.

Na osobne wyróżnienie zasługuje tu wspaniała produkcja Marcina Borsa. Brzmienie jest selektywne, instrumenty nie zlewają się w całość i każdy z nich, jest dobrze słyszalny.

Album otwiera wspaniała, jedna z najlepszych kompozycji Myslovitz w ich długiej karierze. Mowa o utworze „Telefon”. Prawdziwie magiczna, pełna pasji i optymizmu atmosfera utworu jest jednocześnie pięknym zaproszeniem, do nowego brzmienia zespołu. Mocniejszy, zachrypnięty wokal Kowalonka jest dla słuchacza czymś zupełnie nowym. Jednocześnie, muzyka od razu nie pozostawia wątpliwości, z jakim bandem mamy do czynienia. Utwór rozwija się od sielsko brzmiącej, niemal kołysanki do rasowego, mocnego rockera. Sam tekst, w mojej opinii opowiada o ponadczasowej, codziennej miłości. Z każdą jej zaletą i przywarą. Bardziej popową, ale w dobrym tego słowa znaczeniu kompozycją jest „Prędzej, Później, Dalej”. Utrzymany w średnim tempie, opanowany przez subtelną elektronikę i emocjonalny wokal, utwór, prócz popu, czerpie także sporo z dokonań chociażby zespołu Editors. „Wszystkie Zawsze Ważne Rzeczy” to piosenka zwyczajnie przyjemna, z okropnie melodyjnym i nieoczywistym refrenem („Między ty i ja bardzo długie jest i”). Kompozycja daje przysłowiowego „kopa”.

Nastrój płyty zmienia się o 180 stopni, wraz z rozpoczęciem utworu „Koniec Lata”. To kompozycja oparta na monotonnym brzmieniu elektronicznego beatu, wspartego basem. Niczego podobnego, Myslovitz nigdy nie zarejestrował - wokal jest tutaj wyciszony, jakby beznamiętny, co tylko potęguje klaustrofobiczną atmosferę tego utworu. Doskonałą pracę wykonał tu także Wojciech Powaga, jego psychodeliczne partie gitary brzmią tu wspaniale. Mocne i neurotyczne brzmienie cechuje kolejny utwór - „Trzy Procent”. Utwór o punkowej strukturze, podlany jednak Myslovitzowym sosem (budyniem?). Kompozycję napędzają wspaniałe partie instrumentów klawiszowych, za które odpowiedzialny jest Przemek Myszor. Jeśli mam być szczery, to nie wyobrażam sobie tego utworu zaśpiewanego przez innego, niż Kowalonek wokalistę. Kolejny utwór - „Jaki To Kolor?/GFY” jest, dla odmiany mniej nerwowy. Ba! Z początku brzmi, jak przyjemne, ogniskowe granie. Wraz z wejściem refrenu, utwór zyskuje mocniejsze instrumentarium. Jeśli już przy refrenie jesteśmy, Kowalonek bardzo... niesubtelnie rozprawia się w nim ze wszystkimi, którym nowy wokal Myslovitz nie przypadł do gustu. Pod koniec utworu, rolę w nim przejmują instrumenty klawiszowe. I to właśnie ich „płynącym” dźwiękiem rozpoczyna się „Jaki to Kolor/4.00”. To już odsłona Myslovitz eksperymentalnego, zupełnie brak tu jakichkolwiek gitar. Gęsto tu od instrumentów klawiszowych, wszelkiego rodzaju loopów i zapętleń. Najcięższe zadanie ma tu jednak Kowalonek – musi on przyciągnąć uwagę słuchacza wyłącznie swoim głosem. Wypada tu wprost fenomenalnie, prezentując nam pełne spektrum swoich możliwości. Utwór, dokładnie tak jak „Telefon” zagęszcza się z każdą sekundą. Pod koniec, staje się szaleńczą alternatywą.

Gęstą kanonadę elektronicznych dźwięków, niespodziewanie przerywa beztroskie brzmienie utworu „Trzy Sny O tym Samym” - wizytówki całego albumu. Piosenka zawiera wspaniałe brzmienie sekcji rytmicznej, piękne, dream popowe klawisze, doskonały wokal i oszczędne gitary. Wrażenie robi także poruszający tekst, zaśpiewany przez Kowalonka z największą, możliwą wrażliwością. „Szum” jest utworem o szybszym, niż poprzednik tempie. Nie przyciąga jednak niczym szczególnym – ot, przyjemna melodia, dobry aranż. Pełnia szczęścia, jednak bez przebłysku. Album zamyka najbardziej psychodeliczny, odlotowy i spontaniczny utwór, pod tytułem „Być jak John Wayne”. Niezidentyfikowane, elektroniczne dźwięki, przeradzają się we wspaniały, beatelsowski chórek. Utwór nabiera tempa w momencie wejścia sekcji rytmicznej, fenomenalna gra basu, połączona z odjechanymi klawiszami, przynajmniej mnie, kojarzy się ze „Strawberry Fields Forever”... wspomnianych już Beatelsów. Jeśli kopać by głębiej, to linia basu również jest, jakaś taka McCartney'owa. Genialną melodię refrenu, zapamiętamy raczej po pierwszym odsłuchu. Po krótkim solo na gitarze, utwór wkracza w drugą fazę, bardziej eksperymentalną, by powoli zmierzać do nieoczywistego zakończenia, przypominającego to, co dzieje się po słynnym, ostatnim akordzie w „A Day in The Life” pewnej sympatycznej, wspomnianej już dziś kilkukrotnie, zgrai z Liverpoolu. Takim ciekawym akcentem, album dobiega końca

The Bea... Myslovitz oczywiście, nagrywając płytę bez długoletniego lidera udowodnili sobie i prawdziwym fanom (bo ci „udawani” odeszli razem z Rojkiem), że nadal są w stanie tworzyć muzykę, czerpiącą garściami z alternatywy, nie zapominając przy tym o dobrych melodiach. Oczywiście, „1.577” nie jest albumem pozbawionym wad. Jednak dajcie tej płycie szansę, atmosfera albumu wciąga bez reszty.

Niestety „1.577” zamyka, jak na razie dyskografię Myslovitz. Wszak, Przemek Myszor od kilku lat zapewnia, że nowy album już wkrótce się ukaże, jednak na razie to obietnice bez pokrycia. Zespół ma już także nowego wokalistę – Mateusza Parzymięso. Z Michałem Kowalonkiem, prócz omawianej dziś płyty, Myslovitz zarejestrowało także przepiękny singiel, pod tytułem „Tysiąc Żurawii”. Polecam wam wyszukać wersję „albumową” tego utworu na bandcampie.


(a jeśli zastanawiacie się, skąd tak niecodzienny tytuł recenzji, wsłuchajcie się w utwór „Telefon”)

Poniżej jeszcze skan autografu, który Michał Kowalonek złożył na moim egzemplarzu "1.577"



Wielkie serducho i serdeczne pozdrowienia lecą do Michała K, czekam na kolejny koncert w Poznaniu :) 


ŹRÓDŁA 
- okładka ( https://img.discogs.com/Xh4ea-heXOM5gZkzrQR7nPNnEeE=/fit-in/600x523/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-4890998-1378631979-6307.jpeg.jpg ) 
- wiedza i odczucia własne 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Leśne Wycieczki" – Lunatic Soul - „Through Shaded Woods” (2020)

"Sztuka Życia" - Quidam - "Saiko" (2012)

„Josh, który lubi być z Tobą” - Pluralone – „To One Be With You” (2019)